Mały,
siedmioletni chłopiec właśnie miał kłaść się spać. Jednak słysząc krzyki swoich
rodziców nie mógł, ani na sekundkę, zamknąć oczu. Ktoś wbiegł po schodach i
stanął pod drzwiami jego pokoju. Wystraszony schował twarz pod kołdrę. Podłoga
zaskrzypiała, a do jego nozdrzy dotarł okropny zapach. To na pewno nie był jego
ojciec.
– Zostaw go
Greyback – usłyszał zachrypnięty głos swojego ojca. Mężczyzna stojący przy jego
łóżku zaśmiał się szyderczo. Chłopczyk zacisnął mocniej powieki. Ktoś zerwał z
niego kołdrę i bariera pękła. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Ohydna
twarz napastnika zbliżyła się do niego. Tłuste, brązowe włosy okalały twarz
nieznajomego mężczyzny. W jednej
sekundzie napastnik zaatakował, a mały chłopczyk wrzasnął. Poczuł okropny ból w
okolicach ramienia.
– Nie! –
krzyknęła kobieta i zalała się łzami.
Jednak ani ona, ani jej mąż nic nie zrobili. Patrzyli tylko, jak na
policzku ich syna powstaje nowa rana, a miejsce ugryzienia obficie krwawi.
* * *
Młody brunet
zamyślony wpatrywał się w swoje dłonie.
Miał wrażenie, że cały świat jest przeciwko niemu. Mimo, że przyjaciele
wspierali go jak tylko mogli on czuł się samotny. Sam ze swoją tajemnicą, którą
skrywał przez tyle lat. Remus Lupin nigdy nie użalał się nad swoim losem. Mimo
tego jak bardzo został skrzywdzony wiedział, że zawsze może być gorzej. Brzemię
które nosił na swoich plecach często go męczyło. Nie tylko fizycznie, ale
również psychicznie.
Miodowe oczy
chłopca przyzwyczaiły się już do ciemności. Przeczesał dłonią swoje krótkie
włosy i podrapał się po lekkim zaroście. Spojrzał na swoje odbicie, który
wymalowało się na szybie. Dorósł. Tak można było go określić. Jego twarz po
pięciu latach nauki nabrała stanowczych
i męskich rysów. Blizna ciągnąca się przez policzek szesnastolatka lekko
wyblakła, jednak wciąż była bardzo dobrze widoczna. Zmęczone oczy zaczęły się
lekko przymykać. Remus przetarł je więc kościstymi palcami.
– Remus? – usłyszał zachrypnięty głos swojego
przyjaciela. Odwrócił głowę w jego stronę.
– Nie,
Merlin. – odszepnął mu, a Syriusz zaśmiał się i z powrotem opadł na poduszki.
Już po kilku sekundach dało się usłyszeć jego ciche chrapanie.
Remus
westchnął cicho i uśmiechnął się lekko. Zastanawiał się, jak musi wyglądać
życie z perspektywy jego przyjaciół. Kiedy śpią całą noc, jedzą bardzo dużo,
urządzają szalone imprezy i bawią się. Czasami w jego sercu pojawiała zazdrość,
której w żaden sposób nie mógł wyrzucić.
Rozglądnął
się po pokoju w którym mieszkał już tyle lat. Mimo egipskich ciemności
doskonale mógł zobaczyć każdy szczegół tego pomieszczenia. Pięć identycznych
łóżek już na pierwszym roku zostało przesuniętych pod ścianę. Chłopcom bowiem
nie podobał się poprzedni układ. Pięć małych szafek nocnych towarzyszyło łóżkom
w podpieraniu ściany. Jedna duża szafa została odsunięta na bok, zaraz przy
drzwiach. Często zostawała przesunięta o ten metr, by powstrzymać nieproszonych
gości przed wtargnięciem do pokoju. Naprzeciwko łóżek znajdowały się dwa okna w
stylu gotyckim. Oraz jedno drewniane
biurko na którym brunet właśnie siedział. Po całym pokoju porozrzucane były
różne rzeczy. Ubrania, jedzenie i wiele innych dziwactw. Pod łóżkiem każdego z
chłopców znajdował się kufer z resztą ubrań i prywatnych przedmiotów. Tylko
przy łóżku Remusa ubrania wciąż był poukładane.
Remus Lupin
nie był pedantycznym chłopczykiem, który nos trzymał w książkach. Co prawda
lubił się uczyć i spędzał na czytaniu wiele czasu, jednak traktował to jak
hobby. Razem ze swoimi przyjaciółmi często wymyślał nowe kawały i to on miał
ich na swoim koncie najwięcej. Jednak kiedy chłopcy wcielali pomysły w życie on
tylko się przyglądał. Nie chodziło tu o to, że boi się odpowiedzialności. Po
prostu nie bawiło go ciągłe znęcanie się nad Severusem Snapem.
Czemu akurat
nad nim? Otóż wszystko zaczęło się rok temu. Severus jako najlepszy przyjaciel
Lily spędzał z jej przyjaciółmi sporo czasu. Tylko James i Syriusz nigdy go nie
lubili. Wyrządzali mu małe żarciki takie jak podpalenie końcówki szaty. Lily
zawsze go broniła, jednak czasy się zmieniły. Dokładnie przed rozpoczęciem
piątej klasy Snape potwornie obraził Lily. Wyzwał ją od szlam i innych świństw.
I to właśnie od tamtego zdarzenia wszyscy przyjaciele Evans nie dają mu
spokoju, a sama Lily unika go jak ognia.
* * *
Remus
otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Szybko zdał sobie sprawę z tego, że przysnął. Leżał na biurku, a jego
głowa zwisała swobodnie, powodując mdłości. Powrócił do pozycji siedzącej i
spojrzał na dwójkę śmiejących się przyjaciół. Mimowolnie na jego usta również
wkradł się uśmiech.
– Czyżby
Lupin lunatykował? – zaśmiał się James, a Remus chwycił leżące obok niego
bokserki i rzucił nimi prosto w twarz przyjaciela. Temu uśmiech natychmiast
zszedł z twarzy, a zamiast niego pojawił się grymas.
– To na
pewno Syriusza – szepnął i zniesmaczony ściągnął brudną bieliznę z twarzy.
– Czemu
moje? – zapytał oburzony Syriusz i uniósł lekko głowę, by wyglądać groźniej
choć na niewiele mu się to zdało.
– Poznaje po
zapachu – po tych słowach Remus zaśmiał się cicho i zeskoczył z biurka. Minął
kłócących się przyjaciół i wszedł do łazienki. Zdążył już przyzwyczaić się do
poranków w stylu Huncwotów.
Doprowadzenie
się do stanu czystości nie trwało długo. Po dziesięciu minutach był już gotowy
do wyjścia. Nie czekając na Jamesa, Syriusza i Petera zszedł do pokoju
wspólnego. Wiedział, że jego przyjaciele potrzebują stanowczo więcej czasu.
Muszą przecież jeszcze nałożyć tony żelu na włosy, by potem go zmyć,
stwierdzając, że fryzura była zła.
– Cześć
Remusie – jego rozmyślania przerwał nieśmiały, ale jednocześnie głośny głos.
Tak dobrze mu znany. Podniósł wzrok, który spoczął na chudej brunetce.
Przyglądała mu się z zaciekawieniem. Jak zwykle włosy miała spięte w koka, z
którego pojedyncze pukle włosów, zdążyły już się wyswobodzić. Czekoladowe oczy,
malinowe usta i delikatne rumieńce dodawały jej uroku. Dziewczyna może z
początku wydawała się cichą, nieśmiałą myszką. Jednak kiedy działo się coś
poważnego, to natychmiastowo przybywało jej odwagi. Zawsze stawała w obronie
swoich przyjaciół, choć często sama się bała.
– Jak się
spało? – zapytała i podeszła bliżej Lupina.
– Dobrze –
skłamał. Remus uśmiechnął się i rozciągnął próbując postawić na swoim.
– Chyba
jednak nie – zaśmiała się cicho, po czym zmrużyła delikatnie oczy.
– Co masz na
myśli, Ann? – Lupin ponownie udał, że nie wie o co jej chodzi.
– Masz
zaczerwienione oczy i wory pod nimi. Dobrze się spało, co? – zapytała z
sarkazmem, po czym położyła swoją delikatną dłoń na ramieniu przyjaciela –
Remusie, nie musisz mnie okłamywać. Przecież widzę. – westchnęła cicho i z
dezaprobatą pokręciła głową. Wyminęła go
wyraźnie smutniejąc, a po chwili jej sylwetka zniknęła za portretem Grubej
Damy.
* * *
Remus Lupin
korzystał ze wspaniałej pogody spacerując błoniami. Wyjątkowo nie było z nim
ani Jamesa, ani Syriusza, ani nawet Petera. Wszyscy chłopcy chcieli „uczcić”
rozpoczęcie szóstej klasy, wymyślając nowe kawały. On jednak nie miał żadnych
pomysłów, dlatego postanowił się przewietrzyć.
Zawiał silny
wiatr, a gałęzie drzew zdawały się tańczyć do jego melodii. Remus odruchowo
dotknął policzka, na którym widniała blizna. Robił tak bardzo często, jakby
mając nadzieję, że ona zniknie.
– Remusie! –
usłyszał wołanie, które wyrwało go z zadumy. Odwrócił się na pięcie i zobaczył
rudowłosą osóbkę biegnącą w jego stronę.
– Lily, co
się stało? – zapytał marszcząc brwi, kiedy rudowłosa zatrzymała się przed nim.
Jej zielone oczy błądziły, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia. Rude włosy
sterczały we wszystkie strony, a piegi były dziś wyjątkowo widoczne, na tle
czerwonych jak róża policzków.
– Ann się
skarżyła, że próbujesz wymigać się od prawdy – powiedziała poważnie, jednak już
po chwili zachichotała cicho, a Remus uśmiechnęła się delikatnie.
– Skarżyła?
– zapytał drapiąc się po głowie.
– No wiesz –
zaśmiała się rudowłosa – Weszła do dormitorium oburzona i zaczęła mówić sama do
siebie Śmiałyśmy się z Dorcas jak nigdy dotąd – Lily odrzuciła delikatnie włosy
do tyłu i poprawiła swój czerwony płaszczyk.
– Muszę
kiedyś zobaczyć to widowisko – Remus uśmiechnął się przyjaźnie.
– Jak ci
minęły wakacje? – zagadnęła Lily, kiedy oboje ruszyli w stronę zamku.
Remus
spuścił głowę i przełknął głośniej ślinę.
– Całkiem
dobrze, a twoje? – jednak nie wyczekiwał odpowiedzi. W jego myślach stanął
obraz pakującej się matki i załamanego ojca. Tak naprawdę wiedział, że kiedyś
jego rodzice się rozstaną. Przecież rodzicielka, która jest mugolką, nie
wytrzyma długo pod jednym dachem z wilkołakiem. Z początku wszystko było
dobrze. Co pełnie ojciec pomagał Remusowi, jednak ostatnio zdarzył się
incydent. Coś poszło nie tak. Musieli przeoczyć jakąś ważną rzecz. Zrobił to
nieświadomie. Zrozumiał to, kiedy półnagi stanął w progu domu i zobaczył
płaczącą matkę, oraz zdemolowany salon.
– Remusie? –
cichy głos przebił się przez barierę wspomnień.
–Tak?
Przepraszam, zamyśliłem się – powiedział lekko zachrypniętym głosem i
uśmiechnął się sztucznie. Lily uniosła lekko brwi, jednak już po chwili
kontynuowała opowieść o wybrykach Jamesa.
* * *
Rozdział nie
zbetowany. Kochana Niezrównoważona już dostała go w swoje ręce, jednak ja nie
jestem wystarczająco cierpliwa. Prolog na stronie głównej już mnie irytował,
dlatego dodaje rozdział pierwszy.
Ogłaszam, że
blog oficjalnie rusza, na własnych stopach, w moich butach :D Rozdziały będą
pojawiały się w weekendy – co tydzień, lub dwa. To już zależy od moich
weekendowych wyjazdów.
A tutaj
piosenka, której słucham i słucham. Cudowna. KLIK! ♥